- To katastrofa – mówi bez ogródek o zdalnym nauczaniu Beata Lida, dyrektorka Centrum Administracyjnego Domów dla Dzieci w Więcborku. Łącznie w dwóch więcborskich „czternastkach” i placówce w Małej Cerkwicy jest 60 dzieci. Stacjonarnych komputerów trzy razy mniej. Łatwo zatem obliczyć, że do lekcji przy jednym komputerze zasiada trójka dzieci.
- Jeśli są z jednej klasy to owszem, takie rozwiązanie jest możliwe. Ale jeśli dzieci są w różnym wieku i chodzą do różnych szkół? Tu zaczyna się problem, bo na swoich telefonach nie są w stanie wykonać zadań – zauważa Beata Lida.
Dodatkowo teraz to wychowawcy muszą stać się jednym nauczycielem kilku przedmiotów.
- Polonistą, matematykiem, fizykiem, chemikiem… To dla nich naprawdę praca u podstaw. Wychowawcy są po studiach pedagogicznych: resocjalizacji, pedagogice opiekuńczo-wychowawczej, ale nie przedmiotowcami. A pomoc w lekcjach to nie jedyne ich obowiązki – wylicza Beata Lida. - To dla nich też trudny czas, wiem, ile na nich teraz spadło. Jestem bardzo wdzięczna moim pracownicom, że nie zostawiły dzieci, nie zrezygnowały z pracy, nie uciekły na zwolnienia, a wiem, że w Polsce dochodzi teraz do takich sytuacji, że brakuje kadry.
Zdalne nauczanie w domach dla dzieci to katastrofa. Brakuje sprzętu, wychowawcy muszą być nauczycielami od każdego przedmiotu. - Beta Lida, dyrektorka CADDD w Więcborku
Od jutra, gdy skończy się przerwa świąteczna, przynajmniej problem ze sprzętem ma zostać rozwiązany. - Zapomniano o nas całkowicie, ale my nie siedzimy bezczynnie z założonymi rękoma. Udało nam się pozyskać 20 tabletów z Fundacji Polsat i 12 laptopów z Fundacji One Day. Ten sprzęt pozwoli dzieciom na normalne funkcjonowanie, co ważne – zostanie u nas – podkreśla Lida.
Najgorsze były pierwsze dni
Od miesiąca wychowankowie są właściwie zamknięci w domach dla dzieci. Mogą co prawda wyjść na teren przed budynkiem, ale przemieszczać się im poza zamkniętym terenem nie wolno. Obowiązuje też zakaz odwiedzin. Dzieci mogą łączyć się z bliskimi wirtualnie.
-Nie mogę słuchać, jak rzecznik praw obywatelskich rozczula się nad więźniami, a o nas kompletnie zapomina… Do placówek podsyła się dzieci z zamykanych ośrodków socjoterapii. Do nas też takie trafiły. Nie możemy dopuścić, by u nas pojawił się wirus, dlatego trzeba było uświadomić dzieci o panującym zagrożeniu. Najgorsze były pierwsze trzy dni, kiedy nie miały tej świadomości, co się wokół dzieje, dlaczego inni mogą się przemieszczać, a oni nie. Psychologowie odbyli z wychowankami wiele rozmów. Myślę, że większość dzieci rozumie, z jaka sytuacja mamy do czynienia. Muszę chronić nie tylko dzieci, ale też swoich pracowników, dlatego dziękuję tym wszystkim, którzy wspomagają nas środkami ochrony osobistej. Tych nigdy za wiele, zawsze z wdzięcznością przyjmiemy każdą ilość.
Zobacz też:
Sępoleńskie samorządy kupują laptopy do zdalnego nauczania
Beata Lida widzi jednak też pozytywne zmiany wśród swoich wychowanków. - Można powiedzieć, że zacieśniły się więzy między nimi. Dziewczyny lepiej ze sobą rozmawiają, nawiązują relacje. Wcześniej każdy żył swoim życiem, czas, który dzieci wspólnie ze sobą spędzały był krótki. A teraz okazuje się, że jednak można...
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?